piątek, 20 maja 2016

Rozdział VI

VI.

Kolejne tygodnie mijały bardzo szybko.
Najpierw polecieliśmy z zespołem do Argentyny na kolejny wyścig.
Cały ten weekend został zdominowany przez Marqueza, który wygrał kwalifikacje jak i później cały wyścig, a Repsol mógł świętować podwójne podium, bo trzecie miejsce zajął Dani.
Oczywiście nie obyło się bez wpadki... Marc, jak to ma w zwyczaju, wskakiwał sobie na podium. Tym razem jednak z przepięknym wślizgiem wylądował.... na tyłku. No cóż, lepiej pozostawię to bez komentarza.
Dzięki temu zwycięstwu Marquez objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, wyprzedzając Lorenzo, który wyścigu nie ukończył. Ogromną szansę na podium miał Viñales, który cały czas jechał w czołówce. Niestety wylądował na poboczu...

Następnym naszym przystankiem były Stany Zjednoczone.
Wyścig na torze w Austin również padł łupem Marca, a Dani niestety się wywrócił, zabierając  ze sobą Dovizioso. Także ten weekend możemy zaliczyć do udanych tylko w połowie.
Następny wyścig w Jerez...

                                   *

- W końcu Hiszpania. - westchnęła Gabi z rozmarzeniem, gdy dolatywaliśmy do Jerez. Być może zachwycałabym się razem z nią, gdyby nie fakt, że byłam przerażona wizją rychłego lądowania...
Mimo wszystko jakoś to przetrwałam i chwilę później znajdowałyśmy się już w drodze do hotelu. Jak się okazało na miejscu, cały nasz team został zakwaterowany w tym samym hotelu, łącznie z zawodnikami. Zazwyczaj każdy rezerwował sobie pokój na własną rękę, w różnych miejscach, jednak tym razem było inaczej. Wszyscy zostali upchnięci na jednym piętrze... I kto ma pokój dokładnie naprzeciwko? No oczywiście, że Marc...
Wiem, bo widziałam jak przed chwilą wnosił do niego swoje bagaże. Hmm, ja i Gabi właściwie teraz robimy to samo, tyle że idzie nam o wiele gorzej... Nie było by żadnego problemu, gdyby nie te podwyższane progi, na które nie da się niestety tak po prostu wjechać walizką na kółkach. Kto to wymyślił?? Ja się pytam kto?!
Gabi pierwsza uporała się z problemem i zniknęła we wnętrzu pokoju... nie pomagając mi. Zapamiętam to sobie...
Westchnęłam cicho i nachyliłam się, żeby chwycić walizkę od spodu, gdy padł na mnie czyjś cień.
- Może pomóc? - spytał jego właściciel.
Zaskoczona odwróciłam się i wyprostowałam gwałtownie. Zbyt gwałtownie...
Jako że nie spodziewałam się, że ten osobnik będzie nade mną tak bardzo pochylony... prostując się, przyrżnęłam czołem z dość dużą siłą w jego szczękę. Auć...
Odskoczyłam w tył i dla jeszcze lepszego efektu, potknęłam się o własny bagaż i runęłam na plecy. Podwójne auć...
A oto nade mną ujrzałam twarz młodszego brata Marca, który rozmasowywał sobie dolną część twarzy. Czyli wychodzi na to, że to jemu przyłożyłam... No brawo Kat, brawo. Czy ja żadnego z Marquezów nie mogę poznać w normalny sposób?
- Nic ci nie jest? - spytał stroskany Alex, patrząc na mnie z góry.
- Co? Niee. - wystękałam.
No i oczywiście. Jakby było mało mojego nieszczęścia, zwabiony hałasem z pokoju naprzeciwko wyjrzał Marc...
Jedym spojrzeniem ogarnął sytuację (ja leżąca na podłodze, znokautowany Alex) i... parsknął śmiechem.
No tak. Ha. Ha. Ha. Rzeczywiście bardzo śmieszne...
- Co tu się stało? - spytał.
Nim zdążyłam się odezwać, Alex zdążył już opowiedzieć w skrócie całą historię. Wielkie dzięki.
- Czyli ty... - zaczął Marc, dosłownie dusząc się ze śmiechu - przywaliłaś jemu... - tu wskazał na brata - w twarz... kiedy on zaproponował ci pomoc we wniesieniu walizki do pokoju?
Ejj, to nie tak! Przecież zrobiłam to niechcący... Już chciałam to sprostować, ale zmieniłam zdanie. Phi, komu ja się będę tłumaczyć?
Z największą godnością na jaką było mnie stać, wstałam i otrzepałam sobie ubrania. Następnie posłałam starszemu Marquezowi mordercze spojrzenie (chyba podziałało, bo po chwili zniknął za drzwiami), po czym zwróciłam się do młodszego:
- Bardzo przepraszam za to wszystko...
- Spoko, nie ma sprawy. - przerwał mi z uśmiechem - Obrywałem już mocniej. - dodał, mrugając do mnie.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i każdy z nas wrócił do siebie. Jednak najpierw Alex pomógł mi wnieść bagaż i tym razem obyło się bez rozlewu krwi...

                                  *

Następnego dnia, jako że pogoda była piękna, wybrałam się na miasto. Sama. Gabi niestety nie chciała ruszyć tyłka...
Tak więc przez dwie prawie godziny włóczyłam się po najróżniejszych miejscach. W końcu zmęczona trafiłam do jakiejś małej kawiarni. Siedziałam sobie i popijałam mrożoną herbatę gdy wszedł Marc. No serio?
Cały czas zastanawiam się dlaczego on musi być taki przystojny. Nawet w zwykłej koszulce i dżinsach...
Stanął na środku pomieszczenia, rozglądając się na boki.
Zsunęłam się niżej na krześle, mając nadzieję, że mnie nie zauważy... Zauważył. I ruszył w moją stronę. Miałam ochotę przywalić głową w stolik.
- A kogóż to moje piękne oczy widzą? Kootek? - wyszczerzył się.
- Nie kurde, Duch Święty. - mruknęłam.
Zignorował to.
- Mogę się dosiąść? - spytał i nie czekając na odpowiedź usiadł naprzeciwko. Jak miło.
Nim zdążyłam się odezwać, do stolika szybkim krokiem zbliżyła się młoda kelnerka dosłownie sliniąca się na widok Marqueza. Jeszcze trochę, a zaczęłaby biec. Przewróciłam oczami. Ona za to obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem (Co ja ci kobieto zrobiłam??), po czym trzepocząc rzęsami, zwróciła się do Marca. Ten zaś bezczelnie obczaił ją od stóp do głów i chyba spodobało mu się to co zobaczył, bo wdał się z nią w pogawędkę... a zamówienie złożył dopiero po dobrych kilku minutach.
Rozanielona dziewczyna w podskokach udała się do baru.
Wtedy to Marc zdecydował się, żeby w końcu zwrócić na mnie swoją uwagę... Chociaż wolałabym, żeby tego nie robił.
- Wiesz, że Alex ma przez ciebie spuchniętą szczękę? - zaczął z kpiącym uśmieszkiem. Zaczerwieniłam się lekko.
- To było niechcący. - wymamrotałam cicho.
- Ty masz dziwny zwyczaj "niechcący" wpadać na facetów... A może chcący?
Tym razem zrobiłam się już całkiem czerwona. Tyle że nie ze wstydu, a ze złości.
- Tak, na pewno uderzyłam twojego brata specjalnie... - warknęłam, mrużąc oczy.
- Wiedziałem. - wyszczerzył się.
Miałam ochotę mu przywalić.
- Słuchaj! - zaczęłam - Nie robię tego specjalnie! To, że wpadam na ludzi jest raczej wynikiem mojej słabo rozwiniętej koordynacji ruchowej. Bo jakoś nie czuję takiej potrzeby, żeby z premedytacją wpadać na ludzi. A jeśli uważasz inaczej to cóż... masz po prostu zbyt bujną wyobraźnię! - darłam się
Co najmniej połowa obecnych w kawiarni gapiła się na nasz stolik. Upss.. chyba trochę przesadziłam. Po chwili jednak każdy wrócił do swoich czynności. A Marc nadal kpiąco na mnie patrzał. Widać moja przemowa nie zrobiła na nim wrażenia...
- Spokooojnie, Kotek. Złość piękności szkodzi... - pochylił się nad stołem - a ty nie masz czym szastać. - parsknął śmiechem.
Szczęka mi opadła. Że co? Przesadził.
- Ty... ty... - gorączkowo usiłowałam wymyślić coś co by go dotknęło i... - Wcale nie jesteś przystojny! - wypaliłam. Szerzej otworzył oczy.
Boże. Zabijcie mnie.
Marc patrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Po jego minie wywnioskowałam, że spodziewał się czegoś na wyższym poziomie.
- I.. i... jesteś dupkiem. - dodałam, pogrążając się całkowicie (brawo ja), po czym wstałam z miejsca i rzuciłam się do wyjścia. Po drodze minęłam jeszcze kelnerkę, która szła z zamówioną przez Marqueza kawą. Rzuciła mi wredne spojrzenie, ale miałam to gdzieś.
Wypadłam z kawiarni jakby się paliło, ani razu nie oglądając się za siebie.

                                       *

Niecałe pół godziny później tkwiłam w pokoju z dosłownie umierającą ze śmiechu Gabi.
- Niee wierzeee... ty mu to serio powiedziałaś?? - wykrztusiła trzymając się za brzuch.
Mimowolnie jęknęłam i zakryłam twarz poduszką.
- Tak. - burknęłam - Ale przecież zasłużył. - broniłam się.
Jednak do mojej przyjaciółki nie trafiały żadne argumenty. Po prostu leżała na łóżku i zwijała się ze śmiechu.
Po chwili jednak trochę się uspokoiła i usiadła obok mnie.
- Ty to zawsze musisz się w coś wpakować. - powiedziała, ocierając oczy.
- Bardzo śmieszne... - mruknęłam.
- Przynajmniej masz ciekawe życie. - stwierdziła z powagą, ale po chwili nie wytrzymała i znowu parsknęła śmiechem.
Posłałam jej jej puste spojrzenie.
Tak, tak, dzięki za wsparcie...

                                *

I jeest szóstka. ^^ Tym razem rozdział krótszy, bo po pierwsze brak czasu, a po drugie brak weny. :/ Kolejny już wkrótce... :D 

2 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle fantastyczny :*
    Hahaha biedny Alex xD Marc jako niegrzeczby chłopak podoba mi się ale mam nadzieje,że nasza głowna bohaterka zamieni go w romantycznego Marqueza.
    Pisz szybko siódemke i buźki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu kocham to co piszesz i nie mogę inaczej tego opisać, naprawdę :D
    Zapraszam na 18 :)
    http://manbelieveinyourdreams.blogspot.com/2016/06/rozdzia-18.html
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń