czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział IV

IV.


- Kaat, wstawaj! - do mojej świadomości bezlitośnie wdarł się głos Gabi. Podniosłam się gwałtownie. 
- Ja wcale nie śpie. - wymamrotałam
- Yhm, właśnie widzę.  No już, już. Ubieraj się! Dzisiaj wyścig. - przyjaciółka aż podskakiwała z podekscytowania. Popatrzyłam na nią sceptycznie. Oczywiście ja też nie mogłam się doczekać tego, żeby po raz pierwszy obejrzeć MotoGP na żywo, ale nie miałabym nic przeciwko jeśli zaczynało by się trochę później... 
Jęknęłam i powoli zaczęłam się podnosić. Nienawidzę wcześnie wstawać. No dobra, może i dla wielu ósma rano to nie jest znowu aż tak wcześnie... W każdym razie dla mnie jest. 
Zwlokłam się z łóżka i wysłałam moją rozentuzjazmowaną współlokatorkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Sama zaś poszłam się naszykować. Jako że na dworze było gorąco, ubrałam się w szorty i koszulkę na grubych ramiączkach. Do tego założyłam trampki.
Włosy zostawiłam rozpuszczone i lekko potraktowałam je prostownicą. Makijaż zrobiłam prawie niewidoczny. Nie lubię się malować, więc jeśli już to robię to bardzo delikatnie. Gdy byłam gotowa moja przyjaciółka wparowała do pokoju (cóż za wspaniałe wyczucie czasu) z dwiema papierowymi torebkami, kawą dla siebie i sokiem jabłkowym dla mnie.  Postanowiłyśmy, że zjemy po drodze. Wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się na tor. Po dotarciu na miejsce od razu skierowałyśmy się w stronę boksów. Przebywałyśmy w alei serwisowej przez wszystkie sesje rozgrzewkowe. Potem była krótka przerwa, po której na polach startowych zaczeli ustawiać się uczestnicy najniższej kategorii - Moto3. Tymczasem my przechadzałyśmy się między motocyklami, robiąc sporo zdjęć. Udało nam się nawet zamienić kilka słów z niektórymi zawodnikami.
I wreszcie przyszedł czas na start. W powietrzu czuć było tą słynną atmosfere, która zawsze towarzyszy wyścigom. To oczekiwanie i napięcie udzielało się każdemu, kto tylko był w pobliżu. Gabi, stojąca obok mnie, podskakiwała niczym małe dziecko. No dobra, ja wcale nie byłam lepsza. Stanełyśmy pod ogromnym telebimem i obsereowałyśmy zarówno start, jak i później cały wyścig. Emocji oczywiście nie zabrakło. Zwyciężył włoch - Nicolo Antonelli. 
Po dekoracji, przyszła kolej na pośrednią kategorię - Moto2. W niej to jeździ młodszy brat Marca. 
Po chwili i ten wyścig się rozpoczął. Tu również było sporo emocji. Najlepszy okazał Johannes Zarco.
No i w końcu przyszedł czas na tak zwaną "wisienkę na torcie", czyli MotoGP. Nie był to zbyt ekscytujący wyścig, praktycznie cała stawka się rozjechała, było mało walki, ale mimo wszystko świetnie się bawiłyśmy.  
Wygrał Lorenzo, który finiszował przed Marquezem i Rossim. 
Po wyścigu wszyscy udali się pod podium, gdzie została udekorowana najszybsza trójka. Później odbyła się powyścigowa konferencja prasowa. Zawodnicy mówili sporo ciekawych rzeczy, które z uwagą notowałyśmy. 
I w końcu przyszedł ten czas, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić. My także udałyśmy się do hotelu. 
                 
                                      *
    
- Padam z nóg. - tak brzmiały moje pierwsze słowa, jakie wypowiedziałam po powrocie do pokoju. Gabi tylko spojrzała na mnie rozbawiona i zniknęła w łazience. Jak miło. 
Rzuciłam się na łóżko. Mmm... chyba już nie wstane. Chociaż nie. Będę musiała, przecież mamy wywiad z szanownym panem Marquezem. Yy tylko jeszcze nie wiem kiedy... Oczywiście nie pofatygował się żeby podać dokładny termin. Pewnie sama będę musiała do niego zadzwonić. Na myśl o tym mój doby humor troche zmalał, bo nie ma to jak użerać się z rozpieszczonym, zarozumiałym palantem. W dodatku tak przystojnym. Gdyby chociaż był brzydki... spoko, mógłby sobie być takim idiotą jakim tylko by chciał, ale oczywiście jest to facet na którego lecą wszystkie laski, będące w pobliżu. Dlaczego zawsze musi tak być? A może to po prostu tylko ja na takich trafiam? Mam jakiś radar czy coś? 
No błagam... 
Ale weźmy sobie na przykład takiego Damiana który był moim ostatnim chłopakiem. Facet idealny. Przystojny, zabawny, inteligentny, dziewczyny szalały na jego punkcie.
Poznaliśmy się na studiach, mieszkaliśmy blisko siebie, często na siebie wpadliśmy. W końcu zaprosił mnie na randkę. Boże, jak ja się wtedy czułam, myślałam, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Później zaczęliśmy się spotykać regularnie. I nim się obejrzałam, byliśmy parą. No i co mogę powiedzieć?  Było cudownie, po raz pierwszy byłam tak poważnie zakochana...
Tak, tak. Wszystko ładnie, pięknie. I co się okazało? Ha! Ano był ze mną tylko ze względu na kase. Mój ojciec to światowej sławy dziennikarz, więc wiadomo, że biedni nie jesteśmy. Ale nie był to jedyny powód. Damianek miał  nadzieje, że wiążąc się ze mną zbliży się do mojego taty i że ten załatwi mu jakąś dobrą pracę....
A skąd się tego wszystkiego dowiedziałam? No cóż, niechcący usłyszałam jak rozmawia o tym ze swoim przyjacielem. Miło prawda?
Tak więc z miejsca z nim zerwałam.
Chciałabym powiedzieć, że szybko się z tym uporałam, ale tak nie było... Naprawdę się podłamałam. Na szczęście była przy mnie Gabi i dzięki niej zniosłam wszystko o wiele lepiej.
Od tej pory nie miałam już żadnego faceta i nie narzekam. Oczywiście, było kilku, którzy się mną interesowali, ale spławiałam ich nim zdążyli zostawić jakiś ślad w moim życiu. 
Nie powiem, nieraz brakuje mi kogoś w kogo mogłabym się wtulić i zapomnieć o całym świecie, ale wole to niż gdybym jeszcze raz miała przeżyć historię podobną do tej z Damianem...
 
Moje rozmyślania przerwała Gabi, która weszła do pokoju. Spojrzałam na nią. Akurat podeszła do swojej torby i zaczęła czegoś w niej szukać. Chyba jej nie szło, bo zaczęła marszczyć brwi i cicho przeklinać. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Gabrysia jest moją przyjaciółką odkąd pamiętam. Już w przedszkolu byłyśmy nierozłączne, wszystko robiłyśmy razem i tak już pozostało. Z tymi swoimi długimi, blond włosami i dużymi niebieskimi oczami zawsze zwracała na siebie uwagę wielu facetów. Była z kilkoma, ale jak sama stwierdziła, nie znalazła jeszcze tego jedynego. 
Tymczasem Gab chyba wyczuła, że się jej przyglądam, bo podniosła głowę i napotkała moje rozbawione spojrzenie. Zmrużyła oczy. 
- Co?
- Nic, nic. - zaśmiałam się. 
- Ugh, nie mogę znaleść moich okularów przeciwsłonecznych. - jęknęła - I to wcale nie jest śmieszne. - spojrzała na mnie groźnie.
- Okularów przeciwsłonecznych? - spytałam zdziwiona - Wybierasz się gdzieś? 
- Przecież mamy wywiad. Zapomniałaś? - uniosła jedną brew.
Wtedy to wytłumaczyłam jej, że najpierw trzeba się dowiedzieć kiedy i gdzie ten wywiad ma się odbyć, bo Marc nie raczył mi tego powiedzieć. Spojrzała na mnie jak na debila.
- Przecież masz jego numer. 
Jakbym kurde nie wiedziała...
- Dawaj no mi go tu. Jak wstydzisz się zadzwonić to ja to zrobię. - powiedziała. 
Noo i to rozumiem. 
- A proszę cię bardzo. I wcale się nie wstydzę, tylko nie mam zamiaru się z nim użerać. - zaznaczyłam. 
- Yhm, tak se tłumacz.- rzuciła szczerząc zęby. 
Zignorowałam to i po prostu podałam jej ten nieszczęsny numer. Od razu zrobiła z niego użytek. Po niecałych pięciu minutach dowiedziałam się, że wywiad będzie o szóstej w kawiarence niedaleko naszego hotelu, gdzie zresztą często bywamy. Czyli zostało nam jeszcze półtorej godziny. Gabi zaproponowała żebyśmy poszły na spacer, ale wolałam zostać w pokoju i zdrzemnąć się, chociaż przez godzinkę, więc wyszła sama. Ja tymczasem położyłam się i po chwili odpłynęłam.

*Perspektywa Gabi*

Kat wolała zostać w pokoju, ale ja nie miałam takiego zamiaru i dziarsko wymaszerowałam z hotelu. Pogoda piękna, miasto też, więc trzeba korzystać póki jeszcze można, bo już jutro wyjeżdżamy. Mimowolnie westchnęłam. Jak szybko to wszystko zleciało... Chociaż  byłyśmy tu tak krótko, zdążyłam już pokochać ten mały, wyścigowy światek. Z pewnością będzie mi go brakowało. 
A wracając do rzeczywistości: udałam się w stronę małego parku znajdującego się w środku miasta. Uwielbiam takie miejsca. Można się tu oderwać od tego całego zgiełku i w spokoju odpocząć. 
Usiadłam sobie na małej ławeczce nad jeziorkiem i rozkoszowałam się ciszą i pięknem przyrody. No dobra, z tą ciszą to może trochę przesadziłam. W końcu park znajdował się w środku miasta i wszystkie jego odgłosy tu docierały, jednak były przytłumione, więc było całkiem przyjemnie. 
Przymknęłam oczy i wylegiwałam się w pełnym słońcu, gdy na moją głowę padł cień. Zirytowana uniosłam powieki... i ujrzałam szczerzącego się Mavericka.
- Przesuń się, słońce mi zasłaniasz. - burknęłam. 
- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę i tak, przysiądę się, dzięki za zaproszenie. - rzucił sadowiąc się obok mnie i udając urażonego.
- Wyczuwam sarkazm. - odprłam.
- No co ty nie powiesz...
Zmarszczyłam brwi.
- A tak wogóle, to co ty tu robisz?
- Hmm, siedzę? - zaśmiał się. 
- Bardzo śmieszne. - mruknęłam - serio pytam.
- Noo wybrałem się na spacer, a że jestem samotny, nikt mnie nie kocha i nie mam z kim rozmawiać, więc jak zobaczyłem znajomą twarz, a raczej plecy, to postanowiłem, że się dosiąde. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Lekko mnie przytkało. 
- Yyy, nie. 
- Świetnie. - uśmiechnął się - czyli nikt już nie ma wątpliwości co do motywu, który mną kierował.
Parsknęłam śmiechem. Ten koleś jest jakiś pogrzany. A myślałam, że to tylko Kat taka jest. Właśnie, ciekawe jak tam ten małpiszon sobie radzi, pewnie sobie smacznie śpi. 
A tymczasem mój towarzysz zaczął nawijać w najlepsze. Po chwili do niego dołączyłam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedział mi trochę o sobie, a ja jemu o mnie. Później konwersacja zeszła na temat MotoGP. Mack był świetnym rozmówcą a także i słuchaczem. 
Nim się obejrzałam mój wolny czas się skończył. Musiałam udać się na wywiad z Marquezem, o czym poinformowałam Viñalesa. Udawał zawiedzionego. A może nie udawał?  Nie wiem, trudno określić. W każdym razie pożegnałam się z nim i udałam się w stronę powrotną. 
Do kawiarenki dotarłam około pięciu minut przed czasem. Marc już tam był, rozmawiał z kimś, ale podszedł gdy tylko mnie zauważył. Za to po Kat ani śladu... 
Przywitaliśmy się i zajęliśmy trzyosobowy stolik. Marquez znacząco spojrzał na puste krzesło. 
- Gdzie zgubiłaś koleżankę? 
Ha, żebym tylko to wiedziała. Wyjęłam telefon. 
- Już do niej dzwonie. - odparłam.

*Perspektywa Kat*

O BOŻE ZASPAŁAM!!! 
Nie, nie, nie. Tylko nie to! Od dobrych kilku minut powinnam siedzieć w kawiarni i przeprowadzać wywiad z Marquezem, a tymczasem dopiero co się obudziłam. 
Przed chwilą zadzwoniła do mnie Gabi z pytaniem gdzie jestem. Gdyby nie to, chyba wogóle bym nie wstała... Wychodzi na to, że zapomniałam nastawić budzika. No, brawo Kat! Nie ma co, popisałam się. Pierwszy wywiad i już wpadka.
Spojrzałam w lusterko i niestety to co zobaczyłam wyglądało na połączenie królika albinosa z egzotycznym ptakiem. Oczy miałam czerwone i spuchnięte, a włosy sterczały mi na wszystkie strony. Tak właśnie zazwyczaj wyglądam z rana... 
Gorączkowo usiłowałam poprawić swój wizerunek. Delikatnie mówiąc, nie wyszło mi to. Westchnęłam zrezygnowana i zaniechałam dalszych starań. Zresztą, komu ja się chcę podobać? Bo już na pewno nie temu panu, z którym mamy przeprowadzić ten nieszczęsny wywiad. 
Niestety nie miałam nawet czasu żeby się przebrać, tylko chwyciłam torebkę i wybiegłam z pokoju. 
W ekspresowym tempie dotarłam do kawiarni, która na szczęście znajdowała się niedaleko. Pospiesznie weszłam do środka i skierowałam się w stronę Gabi i Marqueza. 
Gdy przyjaciółka mnie zobaczyła, parsknęłam śmiechem. Ugh, dzięki. Aż tak źle wyglądam?  
Tymczasem Marc, który jak zwykle prezentował się zniewalająco, posłał mi jeden ze swoich najbardziej złośliwych uśmieszków.
- Patrzcie państwo, któż to zaszczycił nas swoją obecnością? 
- Przepraszam za spóźnienie. Zaspałam. - powiedziałam ignorując jego zaczepny ton i usiadłam na wolnym krześle. 
- Oo, czyli mamy tu Śpiącą Królewnę? - parsknął. Posłałam mu mordercze spojrzenie. Nie zadziałało.
- Mam rozumieć, że zawsze spóźniasz się na umówione spotkania? - uniósł jedną brew. Zaczerwieniłam się lekko.
- Nie zawsze. - burknęłam.
Marc już otwierał usta, pewnie żeby znowu powiedzieć coś złośliwego, ale uprzedziła go Gabi. Dzięki Bogu...
- Dobra, koniec. Przechodzimy do wywiadu. - wyszczerzyła się. 
- Yy, no niech będzie. - Marquez wyglądał na trochę zawiedzionego. Pewnie chciał mnie jeszcze podręczyć...
Wyjęłam wcześniej przygotowane notatki i spojrzałam na niego ze słodkim uśmiechem na ustach.
- To zaczynamy...

Dwie godziny później miałyśmy odpowiedzi na większość pytań. Ja za to zostałam obdarzona przez Marca kolejnymi, jakże 'miłymi' komentarzami... Tak wiem, spóźniłam się, ale to chyba nie powód, żeby mi to cały czas wypominać. 
I dlaczego on musi co chwila tak wkurzająco unosić jedną brew? Zdążyłam już ją szczerze znienawidzić.
A tak poza tym... jest cholernie przystojny i zdaje się, że doskonale o tym wie. Wystarczy popatrzeć jakimi spojrzeniami obdarza wszystkie kobiety w pobliżu. One za to wyglądają tak, jakby miały się na niego rzucić. No dobra. Gdyby nie to, że wiem jaki z niego dupek, to pewnie sama też bym tak reagowała. Szczególnie, że ma na sobie czarną koszulę, w której prezentuje się zabójczo. Jeszcze bardziej niż zwykłe. 
Już miałam dzisiaj kilka problemów z tym żeby się skupić, ale na szczęście nie palnęłam niczego głupiego. Chyba.
Spojrzałam na Marca, który patrzał na mnie z uniesioną brwią. Znowu. Zaraz mu przywalę. Ale chwila, czemu on się tak gapi? Jakby na coś czekał... na moją odpowiedź?  Ups, chyba mnie o coś spytał, a ja byłam tak zajęta obczajaniem go, że nie usłyszałam. Brawo. I co teraz? Jak nie odpowiem, to zapewne znowu będzie ze mnie kpił, a pokłady mojej cierpliwości są już na wyczerpaniu... O co to mógł mnie spytać? 
Na szczęście z opresji wyratowała mnie Gabi. Który to już dzisiaj raz?
- Nie, wyjeżdżamy dopiero jutro. 
Zmarszczyłam brwi. Z odpowiedzi wywnioskowałam, że pytał o to czy wyjeżdżamy dzisiaj. A co go to obchodzi? Hę? 
- Boże spytać nie można? Chciałam tylko być miły. - burknął obrażony, a ja z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że ostatnią część moich przemyśleń powiedziałam na głos. O. Mój. Boże... Zrobiłam się czerwona, a Gabi parsknęła śmiechem.
- Eee... - nie wiedziałam co powiedzieć. Marc uniósł tym razem obie brwi, ale nadal udawał obrażonego. Na szczęście zadzwonił jego telefon i musiał odebrać. Odetchnęłam z ulgą. 
Po chwili Marc się rozłączył i poinformował nas, że musi się już zbierać... Poczułam się zawiedziona, co nie powiem przyjęłam z zaskoczeniem, bo przecież powinnam raczej się cieszyć z tego, że nie będzie już mnie denerwować. Wtety to też zdałam sobie sprawę, że istnieje taka możliwość, że nigdy, a przynajmniej w najblizszym czasie, już go nie spotkam... Gdzieś tam w środku coś mnie zakuło, ale zignorowałam to i po prostu się z nim pożegnałam. Obserwowałam go jeszcze jak wychodził... i muszę przyznać, że tyłek też ma świetny. Westchnęłam tylko i pokręciłam głową, na co Gabi posłała mi pytające spojrzenie. 
- My też powinnyśmy się już zbierać. - powiedziałam i wstałam z miejsca. Przyjaciółka poszła w moje ślady i pare minut później byłyśmy już w hotelu. Przeanalizowałyśmy materiały zebrane dzisiaj i przesłałyśmy je do redakcji. Następnie zabrałyśmy się za pakowanie. Poszło nam całkiem sprawnie i w efekcie o jedenastej byłyśmy przygotowane do wyjazdu. Ehh, będzie mi brakowało tego wszystkiego. Przez ten krótki czas zdążyłam mocno polubić te wyścigi i atmosferę, która im towarzyszy.
Wzięłam jeszcze szybko prysznic i położyłam się do łóżka. 
Nie pospałam zbyt długo, bo już o czwartej zostałam obudzona przez Gabi. Czas ruszać w drogę. 
Papa Brno, papa MotoGP, adios Marc... 

                                    *

No i jest czwóreczka. ^^ Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Postanowiłam, że dla urozmaicenia będę też pisać z perspektywy Gabi.  
Jeśli ktoś ma jakieś uwagi to proszę pisać. ;)
Komentujesz = Motywujesz